Został tylko Roger
Sypnęła się wielka czwórka. Najpierw Rafael Nadal, a w środę w ćwierćfinałach Novak Djoković i Andy Murray powiedzieli good bye Wimbledonowi. W półfinale jest za to Roger Federer, który najkrótszą trzysetową drogą zmierza do wielkiego finału.
To jest ciągle wielka przyjemność obserwować poruszającego się po korcie Federera, podziwiać jego tenisowe wybory i artystyczne wykonanie. Przeciwnik w jednej czwartej finału Milos Raonic, Kanadyjczyk z wielkimi aspiracjami, był przez dwa sety tłem dla Szwajcara. Kłuł w oczy brak naturalności i elegancji gry. I tego Raonic już nie poprawi, choćby sięgnął kiedyś po jakiś wielkoszlemowy tytuł. W trzecim secie próbował udowodnić, że jego ambicje są uzasadnione, ale i tak go przegrał w tie breaku.
Przeciwnicy wcześnie spakowali w Londynie trzech wielkich mistrzów, ale czy to oznacza, że mamy do czynienia z nową tenisową falą, która zacznie podtapiać rządzących w zawodach ATP od co najmniej dziesięciu lat? Wcale na to nie wygląda.
Tych, którzy w piątek staną przed finałową szansą, nie można zaliczyć w żaden sposób do kategorii młodych, zdolnych. Ani Sam Qurrey (prawie 30 lat), ani Marin Cilic (prawie 29), ani Tomasz Berdych (prawie 32) nie są facetami, którzy szturmem weszli do czołówki i zdominują kolejną dekadę. To jest przecież od lat bezpośrednie zaplecze wielkiej czwórki. Teraz ci, trochę mniej utalentowani i znacznie mniej utytułowani, ciągle mają szansę na największe osiągnięcie. No, ale jest jeszcze Roger. Na szczęście.
A gdzie są Dominic Thiem, Sasza Zwieriew, Grigor Dimitrow? Ciągle w poczekalni.
Wśród kobiet sytuacja jest trochę podobna. Odpadła Angelique Kerber (nr 1), nie ma Simony Halep (nr 2) i Karoliny Pliskowej ( nr 3), która nie przebrnęła drugiej rundy. Żeby było śmieszniej, ta ostatnia w nagrodę zobaczy w poniedziałek swoje nazwisko na pierwszym miejscu światowego rankingu. Tak się porobiło z powodu macierzyńskich decyzji Sereny Williams. W tej sytuacji z pozostałej czwórki, czyli Johany Konty, Magdaleny Rybarikovej, Venus Williams i Garbine Muguruzy, stawiam na tę ostatnią.
A propos stawiania… Kilka dni temu postawiłem (w tytule) na naszego deblistę Łukasza Kubota. Do półfinału się sprawdza.