Trochę szczęścia z Ukrainą

W towarzyskiej potyczce polscy piłkarze pokonali Ukraińców 2:0. I to jest niezła wiadomość. Gorzej, że oprócz graczy obu zespołów na losy meczu miał wpływ niewidzialny jego uczestnik, czyli covid-19, który dość mocno przetrzebił ekipę Andrija Szewczenki.

Po pogodnym futbolowo październiku wszyscy byli ciekawi, czy wypatrywana z utęsknieniem lepsza i atrakcyjniejsza dla oka gra ludzi Jerzego Brzęczka to jednorazowy wyskok, czy też może trwalsza tendencja. Mecz na Stadionie Śląskim nie dał na to pytanie odpowiedzi. Ale przekonamy się o tym wkrótce, bo przecież teraz czekają nas mecze w Lidze Narodów z Włochami i Holandią.

Na chorzowskich trybunach i ławce rezerwowych usiadła starszyzna: Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak, Kamil Grosicki (lekki uraz), Kamil Glik. Patrzyli trochę na młodzież, a trochę na Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka, którzy z różnych względów biegają po boiskach mało albo wcale.

Ukraińcy nie chcieli psuć Polakom Święta Niepodległości (komentator TVP w patriotycznym uniesieniu namawiał nawet do śpiewania hymnu przed telewizorami) albo mieli pecha. W pierwszej połowie przeważali, strzelali, ale bramkarz Łukasz Skorupski, pracujący dla reprezentacji co najwyżej na ćwierć etatu, nie zawodził. Do tego w kluczowym momencie, czyli podczas rzutu karnego po nierozważnym faulu Pawła Bochniewicza, miał fart. Andrij Jarmołenko walnął w słupek.

Gorzej było z vis a vis Skorupskiego, czyli rezerwowym golkiperem Realu Madryt. Przy pierwszym golu właściwie nie można mówić o jego braku szczęścia, tylko zwykłej głupocie. Wybiegł prawie do połowy boiska, nie trafił w piłkę, a pocovidowy rekonwalescent Piotr Zieliński wiedział już, co zrobić, czyli sprytnie podać do Piątka – niedawny król pola karnego trafił z 30 m do pustej bramki. Ciekawe, czy strzelił kiedyś z dalszej odległości. Przy drugim golu Jakuba Modera Andrij Łunin też nie błysnął.

Wynik jest dla kadry Brzęczka dobry. Mówi się w takich przypadkach, że wynik był lepszy niż gra (szczególnie do przerwy). Mimo wszystko nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby znaleźć kilka pozytywów. Wygląda na to, że mamy do czynienia z wysypem młodych, zdolnych chłopaków. Do tego prawie każdy z nich od pierwszych minut po wejściu na plac gry stara się pokazać, że to właśnie jego miejsce. Nie chodzą ze spuszczoną głową. Starają się coś udowodnić trenerowi, bo okazji nie ma zbyt dużo, a stawka jest wysoka. EURO w przyszłym roku.

Tym razem pojawił się na prawym skrzydle Przemysław Płacheta, który w angielskim Norwich zbiera dobre recenzje i za debiut w reprezentacji też będzie chwalony. Potwierdził swoje walory 20-letni stoper Sebastian Walukiewicz. Podejrzewam, że ma już prawie pewne miejsce nie tylko w ekipie na mistrzostwa Europy. Znów na pochwały zasłużył Kamil Jóźwiak, Jakub Moder po kilkunastu sekundach na boisku strzelił gola, trochę mniej pewnie zachowywał się Robert Gumny. A przecież w poczekalni jest jeszcze co najmniej kilku zdolnych, w tym kontuzjowany Jakub Kamiński i Sebastian Szymański (grał kilkanaście minut).

W najbliższą niedzielę mecz z Włochami, w następną środę – z Holandią. Po nich będzie można powiedzieć ze znacznie większą pewnością o perspektywach kadry Jerzego Brzęczka.