US Open – tytuły bez cudzysłowu

Kulejący zwycięzca US Open Dominic Thiem to symboliczny obrazek, bo przecież chromy był cały nowojorski turniej wielkoszlemowy. Największy wpływ na bieg rzeczy miała oczywiście pandemia. Brak publiczności, rezygnacje gwiazd, życie graczy „w bańce”. Nikt nie mógł przewidzieć, że jedyny z niezatapialnej trójki, który pojawił się za oceanem, czyli Novak Djoković, skończy występy w czwartej rundzie strzałem piłką w grdykę liniowej sędzi.

A jednak jestem daleki od brania w cudzysłów tytułów wywalczonych na korcie przez Noami Osakę i właśnie Thiema. Nigdy się nie dowiemy, czy gdyby np. Ashleigh Barty i Simona Halep, czy też Rafa Nadal i Roger Federer stanęli do gier, to nagrody powędrowałyby do kogo innego. Japonka na tych samych kortach dwa lata temu (miała wówczas niespełna 21 lat) uporała się w finale z Sereną Williams. Później był jeszcze tytuł w Australii. Thiem też nie musi nikogo przekonywać, że jest tenisistą wybitnym. To był jego czwarty decydujący o wielkoszlemowym tytule mecz. Ze wszystkimi najpotężniejszymi potrafił się już uporać.

I te finały! Najpierw Wiktoria Azarenka. Po życiowych perturbacjach znów jest świetna, może nawet lepsza niż kiedykolwiek. Osaka nie miała szans w pierwszym secie, ale gra się do dwóch wygranych. Naomi pokazała w nich, że poważnie myśli o powrocie na sam szczyt rankingu WTA. Po początkowym secie oddanym do jednego w dwóch następnych to ona była górą. Dwa razy sześć do trzech.

Pierwszy finał 23-letniego Aleksandra Zvereva (niektórzy powiedzą: nareszcie) to potwierdzenie opinii najtęższych fachowców, w tym samego Federera, że ten niemiecki obywatel ma największe szanse na sukcesję po największych w ostatnich kilkunastu latach. W tej kolejce ostatecznie ustawił się przed nim Dominic Thiem. Boris Becker napisał po finale, że czegoś tak dramatycznego jeszcze nie widział. Najpierw 6:2 i 6:4 dla Niemca, a potem 6:4, 6:3 i 7:6 dla Thiema. I ten tie break na koniec z mocno utykającym Austriakiem jako jego triumfatorem!

Szkoda, że niewiele dobrego można powiedzieć o Polakach. Może tylko sześć gemów urwanych przez Igę Świątek Azarence wygląda nieźle w świetle jej dalszej kariery w zawodach. Magda Linette w trzeciej rundzie, ale bez błysku. Hubert Hurkacz snuł się po kortach i prędko odpadł. Kamil Majchrzak – lepiej sobie nie przypominać. Mamy bardzo skromną grupkę tenisistek i tenisistów aspirujących do zrobienia kariery w zawodowym tourze. Być może dlatego patrzymy na ich możliwości przez różowe okulary.

Tak czy owak – dobrze, że turniej w Nowym Jorku się odbył. Oby pierwszy i ostatni raz w takich warunkach.