… jak w kaczy kuper

Po obejrzeniu polskiej reprezentacji piłkarskiej w meczu z Hiszpanią, nisko – jak na to, co działo się na boisku – przegranym zero do pięciu, jedno wiem na pewno: mistrzami Europy nie będziemy. Nigdy.

Dodać wypada, że była to eliminacyjna potyczka podczas finałów mistrzostw Europy U-21, czyli młodzieży starszej.

Przed sobotnim wieczorem wiadomo było, że remis wystarczy Polakom do awansu do półfinałów zawodów i jednocześnie do kwalifikacji olimpijskiej. Było tak, bo wcześniej pokonaliśmy Belgów i – w trudny do racjonalnego wyjaśnienia sposób – Włochów. To wystarczyło do niesłychanego pobudzenia fantazji sportowych sprawozdawców. Głosy sceptyków, np. Macieja Szczęsnego, zakrzykiwane były przez głosicieli teorii o właśnie objawionej najzdolniejszej od lat futbolowej generacji.

Wiadomo było, że z Hiszpanami Polacy będą raczej wodzić wzrokiem za piłką podawaną sobie na przeróżne, bardzo pomysłowe sposoby przez przeciwników. Ale to nic, bo przecież zdaniem trenera Czesława Michniewicza „potrafimy cierpieć”.

W sobotę wieczorem na bolońskim ta umiejętność się przydała. Cierpieliśmy od pierwszej do ostatniej minuty. Żeby męki pomnożyć, nasz bramkarz Kamil Garrbara średnio co kilkanaście minut patrzył na piłkę w siatce. Notabene był najlepszym Polakiem na boisku.

Umiarkowanie martwi mnie, że tak wysoko Polska przegrała. Znacznie bardziej martwi mnie natomiast to, że Hiszpanie walili w nas jak w kaczy kuper. Nasi najzdolniejsi młodzi futboliści, wkraczający na dobre w świat dorosłej piłki, niektórzy już ze znanymi klubami przy nazwiskach, nie mieli do powiedzenia dosłownie nic.

Nie umiem zdobyć się na optymizm tak szalony, żeby wyobrazić sobie tych samych ludzi za jakiś czas w całkiem dorosłej reprezentacji, którzy takim np. Hiszpanom nie muszą się kłaniać.

W 1992 r. na olimpiadzie w Barcelonie nasza kadra o mało nie przywiozła złotych medali. W ostatniej chwili Hiszpanie strzelili trzeciego gola i wygrali finał trzy do dwóch. Od tamtej pory na igrzyska nie jeździmy. Za rok do Tokio też się nie wybierzemy.

Żeby było jasne: nie winię Czesława Michniewicza i grupy ludzi, z których stworzył reprezentację, a ta postarała się o kilka niespodzianek i w eliminacjach, i w finałach. Ale wynik meczu z Hiszpanią mówi znacznie więcej o poziomie polskiej piłki niż wcześniejsze zwycięstwo nad Włochami.