Pożegnanie (bez żalu) z Realem i PSG

Nie wiem, czy był ktoś, poza trenerem Ole Gunnarem Solskjaerem, kto wierzył końcowy sukces Manchesteru United w dwumeczu z Paris Saint Germain.

Paryżanie na wyjeździe właściwie przesądzili swoje przejście do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, wygrywając 2:0. A jednak resztę najważniejszych futbolowych rozgrywek w Europie zawodnicy PSG będą oglądać w telewizji.

Manchester United z piękną historią i skomplikowaną teraźniejszością, z ciągle tymczasowym trenerem (po pożegnaniu Jose Mourinho), z bardzo długą listą nieobecnych, z Paulem Pogbą na czele, nie przyjechał do Francji wyłącznie po to, by honorowo polec. Niewiele brakowało, żeby właśnie na honorze się skończyło, ale zasłużony rzut karny w ostatnich minutach przesądził o sensacyjnym 3:1 i awansie ekipy z Anglii.

Cieszę się z tego wyniku, bo nie jestem fanem PSG. Jego właściciele wpompowali nieprzyzwoicie wielkie pieniądze w zakupy graczy, którzy mieli zapewnić panowanie w Europie. Setki milionów euro lekką ręką wydanych na Neymara i kilku innych gwiazdorów na razie wystarczają na ligę we Francji.

W Europie sztuka się nie udaje. I nie mam zamiaru udawać, że to mnie martwi. Jeśli życzyłbym sukcesów paryżanom, to tylko dlatego, że mają kogoś tak fenomenalnie zdolnego jak Kylian Mbappe, a także dlatego, że żal mi Gianluigiego Buffona, który jak tak dalej pójdzie, będzie musiał stać w bramce do pięćdziesiątki, żeby doczekać się zwycięstwa w LM.

Dzień wcześniej w dość podobnej sytuacji do PSG znalazł się Real Madryt. W Amsterdamie wygrał z Ajaksem 2:1 i mimo zapaści w lidze miał sobie poradzić w rewanżu u siebie. Przecież to etatowy triumfator Ligi Mistrzów w ostatnich latach. No, ale w tym sezonie na ławce nie siedzi Zinadine Zidane, a na boisku nie straszy przeciwników Cristiano Ronaldo.

To, co się stało w Madrycie, czyli wielkie lanie spuszczone Realowi przez Ajax, bo przecież wyniku 1:4 nie można inaczej nazwać, będzie miało daleko idące konsekwencje. Podejrzewam, że los trenera Santiago Solariego i co najmniej kilku zawodników został w ten sposób przesądzony. Jeśli nie od razu, to po zakończeniu sezonu.

Real przegrał z klubem, który dziesiątki lat temu był także najmocniejszy w Europie. W tym roku musiał się przebijać przez rundy kwalifikacyjne. Można odczuwać sympatię do Holendrów choćby dlatego, że właśnie w Amsterdamie piłkarzem europejskiej klasy stał się Arkadiusz Milik. Wcześniej nie mógł sobie poradzić w Niemczech, a po pobycie w Ajaksie jego wartość skoczyła niebotycznie. Nie jest jedynym takim przypadkiem. To świadoma polityka klubu. Na Santiago Bernabeu wybiegła drużyna, której średnia wieku tylko lekko przekraczała 24 lata.

Warto kibicować zarówno Ajaksowi, jak i Manchesterowi United, bo dzięki obu drużynom tegoroczna Liga Mistrzów stała się znacznie ciekawsza, bo mniej obliczalna.

PS We wtorek i środę awansowały jeszcze Tottenham i Porto.