Prawa ręka Lewego…

… nie uścisnęła prawicy Juppa Heynckesa. Zaczęła się wrzawa, która nie cichnie mimo upływu kilku dni od tego wydarzenia. Polak chciał śrubować swój strzelecki rekord, a trener zdjął go z boiska podczas ligowego meczu z FC Koeln. Zszedł, bo nie miał wyjścia, ale dobitnie pokazał, że szczęśliwy nie jest.

Mało kto wierzy, że gest Roberta Lewandowskiego nie był kontrolowany, bo kto wcześniej podejrzewałby właśnie jego o zachowanie futbolowego watażki? Powściągliwe zachowanie, kulturalny wygląd na boisku i poza nim. Nie przypadkiem przy pomocy naszego gwiazdora firmy sprzedają garnitury, szampony i sprzęt do golenia. A tu nagle taka wizerunkowa skaza.

Nasz bohater mógł być rozdrażniony zanikiem mocy w potyczkach Ligi Mistrzów, szczególnie z madryckim Realem. No i komentarzami sugerującymi, że wtedy gdy to jest najpotrzebniejsze, mniej czy bardziej zawodzi, czyli nie pakuje piłek w bramce przeciwników. No, ale czy tym faktycznie można wytłumaczyć demonstrację na stadionie w Monachium? Chyba jednak nie. Tym bardziej że nie słyszałem, żeby padły jakieś nawet kurtuazyjne słowa przeprosin. Wobec tego tak miało być.

Jeśli Lewandowski chce w ten sposób zniechęcić do siebie swój klub, kolegów i kibiców po to, by dostać zgodę na przenosiny do Madrytu, to można powiedzieć, że częściowo to się już udało. To znaczy niechęć do siebie już ma. Jeśli teraz transfer się nie uda, Polak zostanie z tym brakiem sympatii w Bawarii. Pewnie, kolejne gole oczyściłyby trochę atmosferę, ale idolem, ikoną czy bohaterem Bayernu to raczej już nie zostanie.

Mnie najbardziej interesuje, jak całe to zamieszanie wpłynie na Lewandowskiego jako podporę reprezentacji na rosyjskich mistrzostwach świata. Mats Hummels wypomina koledze z zespołu nieprzykładanie się do treningów. Oby to była nieprawda.