Tylko Salah

Najostrożniejsi kibice mają jeszcze wątpliwości. Większość już chyba nie. Do Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo i może (trochę z patriotycznych względów) Roberta Lewandowskiego dołączył z wielkim hukiem Mohamed Salah.

To właśnie Egipcjanin jest największym zwycięzcą pierwszych półfinałowych meczów Ligi Mistrzów. Nie tylko dlatego, że jego Liverpool bardzo surowo potraktował Romę. Było 5 do 2. Nie tylko dlatego, że sam strzelił dwa gole i do tego dwa razy pomógł kolegom. Ale dlatego, że wszystko to zrobił w imponującym stylu.

Na tle popisu Salaha następnego dnia w Monachium mocarze Bayernu i Realu – Lewandowski i Ronaldo – wypadli po prostu blado. Polak jeszcze się starał i może gdyby dopisało mu trochę szczęście, jego porównanie z podporą Liverpoolu nie wypadłoby tak jednoznacznie. Natomiast Ronaldo, delikatnie mówiąc, nie był pierwszoplanową postacią swojego zespołu. Co zresztą nie przeszkodziło Hiszpanom pokonać Bawarczyków 2 do 1 i w dobrych humorach wracać do Madrytu.

Oczywiście statusu wielkiej futbolowej gwiazdy nie uzyskuje się po jednym, nawet tak błyskotliwym występie. Tyle że Mohamed Salah cały sezon czaruje w angielskiej lidze. Jest utrapieniem bramkarzy, a do tego nie można go posądzić o samolubstwo. Juergen Klopp, pod którego ręką rósł z miesiąca na miesiąc najlepszy polski zawodnik, ma teraz kogoś, kto jest blisko absolutnego futbolowego szczytu.

Messi i Ronaldo zaczynali zachwycać znacznie wcześniej niż prawie 26-letni dzisiaj napastnik Liverpoolu. I nigdy nie stracą swojego miejsca w historii piłki. Jeśli Mohamed Salah w kolejnych latach w Liverpoolu bądź – o czym się mówi – Realu nie spuści z tonu, będzie wymieniany jednym tchem z największymi.

Jest wielce prawdopodobne, że klub z miasta Beatlesów stanie przed szansą na ostateczny sukces w finale. Roma cudownie odwróciła bieg wypadków w ćwierćfinałowych potyczkach z Barceloną, ale takie rzeczy nie zdarzają się raczej co kilka tygodni. Tak więc gdyby Liverpool awansował do finałowej rozgrywki, a jego przeciwnicy przyjechaliby z Madrytu, to ja jestem za klubem z Wysp. Nie tylko z powodu Salaha, ale także z powodu jego kolegów, choćby Firmino i Sane, no i oczywiście trenera.