Kubot wielkoszlemowy

A jednak! Po prawie pięciu godzinach i pięciu morderczych setach Łukasz Kubot i Marcelo Melo zostali mistrzami Wimbledonu. Wystarczy poznać wyniki poszczególnych setów, by wyobrazić sobie, jak wyglądała gra z Olivierem Marachem i Mate Paviciem: 5:7, 7:5, 7:6(2), 3:6 i 13:11.

Łukasz Kubot wygrał już Australian Open i teraz jako jedyny Polak w historii ma dwa wielkoszlemowe tytuły. Poza nim tylko Jadwiga Jędrzejowska i Wojciech Fibak cieszyli się takimi sukcesami. Jasne, że rozgrywki deblowe są uznawane za mniej ważne od singli. Jestem jednak przekonany, że Polak i Brazylijczyk cieszą się w sobotni wieczór tak samo, jak by podnosili puchary za triumf w grze pojedynczej.

Zwycięstwo Kubota to wielka nagroda za jego pracowitość, poświęcenie, a przede wszystkim mądre życiowe i sportowe wybory. Na centralnym korcie Wimbledonu oklaskiwali go Virginia Wade, Rod Laver i mnóstwo innych sław. W podwójnej Łukasz Kubot będzie teraz punktem odniesienia dla tych, którzy przyjdą po nim. Na razie jednak para Kubot–Melo powinna jak najdłużej biegać po jednej stronie tenisowej siatki. Kto powiedział, że to ma być ostatni ich tytuł w najpoważniejszych zawodach? Mam dodatkową satysfakcję, bo na początku turnieju swój blog zatytułowałem: stawiam na Kubota.

Moją faworytką była też Garbine Muguruza. W ubiegłym roku wygrała w Paryżu, potem sprawiała wrażenie, że to wielkie osiągnięcie trochę ją przytłoczyło. Na szczęście tylko chwilowo. W finałowej rozgrywce z wielokrotną mistrzynią Venus Williams pokazała, że w stu procentach zasługuje na kolejny tytuł. Pierwszy set (7:5) to była prawdziwa wojna. Obie zachowywały się jak bokserzy wagi ciężkiej, którzy wyprowadzają cios za ciosem i nie cofają się ani na pół kroku. Młoda Hiszpanka wielokrotnie lepiej wytrzymywała mordercze wymiany. Z przebiegu drugiego seta (6:0) wynikało jasno, że wielka Venus uznała panowanie Garbine.