Kubica u wrót F1

Do niedawna zupełnie w to nie wierzyłem. Takie rzeczy zdarzają się w filmowych scenariuszach, a nie w życiu. A jednak… Po kolejnych testach we Francji Robert Kubica nie ma już wątpliwości. Nie boi się, że nie da sobie rady na torach F1.

Kubica nie jest facetem, który rzuca słowa na wiatr. Należy raczej do tych, co to dwa razy pomyślą, zanim… nic nie powiedzą. Jeżeli zdobywa się na tak jednoznaczną deklarację, to znaczy, że powrót jednego z najzdolniejszych kierowców F1 może być na wyciągnięcie ręki. Mówi się o początku sierpnia na Hungaroringu.

Gdy zimą 2011 r. kierowana przez niego skoda fabia nadziała się na barierę podczas lokalnego rajdu, wydawało się, że to nie tylko koniec ścigania się, ale koniec wszystkiego. A jednak krok po kroku, operacja po operacji, ręka i noga stały się na tyle sprawne, że Polak mógł usiąść za kierownicą, a wkrótce znów ścigać się w rajdowych konkurencjach. Mistrzostwo świata WRC2 wyjeżdżone praktycznie przy pomocy jednej ręki to było wielkie osiągnięcie. W kategorii o stopień wyższej z różnych względów, nie tylko zdrowotnych, już tak dobrze nie było.

Co pewien czas czytałem rozważania na temat możliwego powrotu Polaka na tory Formuły 1. Traktowałem je w kategorii science fiction. Zastanawiałem się nawet, czy jedyny zwycięzca wyścigu F1 z naszego kraju rzeczywiście nie stracił nadziei, że pojawi się w kasku na torach F1.

I oto sprawy nabierają niesłychanego przyspieszenia. Następują testy w bolidzie Renault z 2012 r., najpierw w Hiszpanii, a teraz we Francji. Osiągnięte wyniki są więcej niż optymistyczne. Oczywiście te próby przeprowadzone zostały w warunkach „pokojowych”. Zawody to trochę inna bajka. Może właśnie dlatego szefowie Reanult ciągle wypowiadają się niejednoznacznie, ale widać wyraźnie, że skonstruowany został plan, który jest konsekwentnie wprowadzany w życie.

Robert Kubica zapowiedział, że nie wróci na tory w roli statysty. To oznacza, że 32-letni obecnie kierowca chce wrócić po to, by bić się o najwyższe cele. Do tego, by zdobyć absolutną pewność, brakuje mu, jak twierdzi, dwóch dni na torze w tegorocznym modelu bolidu Renault.

W jego żyłach chyba rzeczywiście płynie benzyna, a nie krew. A wracając do filmowych scenariuszy, jestem pewny, że już takie powstają. Nie trzeba nawet „podkręcać” sensacyjnych wątków, wystarczy tylko trzymać się faktów.