Wielki początek

Po takich meczach człowiek nie może patrzeć na futbol bez emocji. Być może to efekt zimowej rozłąki z piłką, ale ostatnimi meczami w Lidze Mistrzów UEFA lekko się zachłysnąłem.

Najpierw Paryż i widowisko warte wszystkich pieniędzy, którymi opłacani są przez szejków zawodnicy Paris Saint-Germain. Wygrać z Barceloną to zawsze jest sztuka, wygrać w stu procentach zasłużenie i do tego cztery do zera – to naprawdę duże wydarzenie.

Tylko cud może uratować Katalończyków w rewanżu. Ćwierćfinał dla Messiego, Suareza i Neymara to sprawa bardziej teorii niż rzeczywistych możliwości. Nawet takie piłkarskie wielkoludy mają swoje ograniczenia, co widać było wyraźnie we wtorek. Nie jestem wielkim ekspertem, ale nie zgadzam się z tymi fachowcami, którzy odsądzili od czci i wiary Barcelonę i zaczęli szukać następcy trenera Luisa Enrique. To ekipa Unai Emery’go była wielka. Ciekawe, czy taki koncert można jeszcze powtórzyć?

Nie wiem, czy potrafił się cieszyć z wiktorii kolegów Grzegorz Krychowiak, któremu nie pozwolono nawet usiąść na ławce. Kilka miesięcy temu wydawało się, że złapał pana Boga za nogi. Teraz przeżywa gorycz odstawienia od składu. Zamiast zachwytów zalewa go fala hejtu. Jeśli to wytrzyma, da sobie radę wszędzie. W każdym razie coraz bardziej prawdopodobne jest, że w nowym sezonie będzie miał trochę dalej do paryskich krawców. Wypożyczenie może stać się mniejszym złem.

W środę od początku nie mogłem się zdecydować na wybór między transmisjami z Monachium i Madrytu. Robert Lewandowski czy Piotr Zielińsk i może Arkadiusz Milik? Carlo Ancelotti odsądzany od czci i wiary za to, że w lidze Bayern chociaż gra i zwycięża, ale robi to nieefektownie, pokazał klasę. Jego monachijczycy roznieśli lubiany przeze mnie Arsenal pięć do jednego. Lewandowski zrobił swoje, bo strzelił i po mistrzowsku i asystował podaniem piętą.

Za to w Madrycie Real pokazał, że w tym roku też myśli nie tylko o jednej czwartej finału, ale kolejnym pucharze. Przez wiele minut to był wielki Real. Skończyło się na trzy do jednego. Zieliński chwalony ostatnio bez umiaru kopał przeciętnie. Kto wie, czy dla Polaków najlepszą wiadomością nie jest to, że przez kilka minut pobiegał też Milik. Teraz powinno być już tylko lepiej.

Teraz czas na Legię i mecz z Ajaksem w Lidze Europy.