Stoch, Żyła… Lepiej być nie mogło

Lepiej być nie mogło. Kamil Stoch mimo fatalnego upadku w Innsnbrucku przeskakuje wszystkich w Bischofshofen i do tego wygrywa cały Turniej Czterech Skoczni. Piotr Żyła tuż za nim. Czwarty Maciej Kot. To nie sen zwariowanego kibica. To rzeczywistość.

No dobrze, Stoch miał się liczyć w stawce, na błysk Kota też czekaliśmy, ale Żyła? To chyba nie tylko dla mnie największe zaskoczenie. W kilka miesięcy z niesfornego chłopaka, który ostatnio bardziej był znany ze skłonności do pajacowania niż dobrych skoków, przeistoczył się w drugiego zawodnika najbardziej prestiżowego turnieju w tej dyscyplinie. Czapki z głów przed Stefanem Horngacherem.

Trener pomógł przywrócić Stochowi należne mu miejsce w stawce, ale w jaki sposób dotarł do Piotra Żyły, skoro poprzedni trener Łukasz Kruczek właściwie się poddał? Austriackie gadanie nabiera teraz zupełnie innego niż przysłowiowe znaczenia. Wyobrażam sobie, jaką musi odczuwać dziś Horngacher. Przyjeżdża do swojej ojczyzny z Polakami i pokazuje rodakom, że jest najlepszy.

Kamil Stoch po Adamie Małyszu jest drugim Polakiem, który wygrał TCS. Co ciekawe, Małysz jako sportowy dyrektor związku jest w tym sezonie znów przy kadrze. Dla tej dyscypliny chyba lepiej byłoby, żeby dał sobie spokój ze ściganiem się po bezdrożach. Mistrz Anno 2017 sięgnął już po wszystkie najważniejsze tytuły: mistrza olimpijskiego i świata, zwycięzcy Pucharu Świata, no i teraz Turnieju Czterech Skoczni.

Sprawozdawcy opowiadają, że tegoroczny konkurs był bardzo ciekawy. Łatwo tak powiedzieć, bo najciekawszy był dla Polaków. Ale rzeczywiście emocji nie brakowało. Nasi zachowali niebywałą odporność do ostatnich skoków. Nie wytrzymał lider po trzech etapach Norweg Daniel Andre Tande, który walczył o życie, a nie zwycięstwo w ostatnim locie. Stoch potłukł się dotkliwie w Innsbrucku, ale Michael Hayboeck i chyba Stefan Kraft walczyli z grypą żołądkową. Swoje dramaty przeżywali inni wielcy, na przykład Andreas Kofler. A co ma powiedzieć familia Prevców, która rozdawała karty w ostatnich sezonach?

Polacy robili i zrobili swoje. A nawet znacznie więcej.