Wymazać Kuusamo

W Kuusamo jest czasami trochę lepiej, czasami trochę gorzej. Tym razem było znacznie gorzej. Maciej Kot, ciągle niespełniony talent, nienawidzi fińskiej skoczni. Gdyby mógł, starannie wymazałby Kuusamo z listy zawodów o Puchar Świata w skokach. Trudno się dziwić, jeżeli nie może tam przebrnąć nawet eliminacji.

Trener Łukasz Kruczek jest spokojny. Ma ten luksus. Dwa lata temu różni podpowiadacze w gorącej wodzie kąpani chcieli go zepchnąć z trenerskiej platformy.

Dzisiaj, po złotym Soczi, po pucharowych triumfach, nie musi się martwić o posadę. Ale o wyniki już tak. Jeśli tylko Piotr Żyła skacze przyzwoicie, to rzeczywiście głowa może Kruczka boleć. Sam Żyła nie daje się już tak podpuszczać dziennikarzom, którzy ciągle słuchaliby o jego fajeczkach i garbikach. Dla mnie to niezły znak.

W pucharowych zawodach mamy prawo posadzić na startowej belce aż siedmiu naszych chłopaków, ale jak przyjdzie co do czego, to oglądamy się na naszego mistrza. Tymczasem mistrz niedysponowany.

Niby nic wielkiego, ale lepiej odpuścić niż ryzykować czymś poważniejszym. Nie wiadomo jak by skakał zdrowy Kamil Stoch. Może też nie najlepiej. Wiadomo natomiast, że bez Stocha traci, i to poważnie, cała grupa. Obecność Kamila ma chyba znacznie większe znaczenie dla całej ekipy niż kiedyś Adama Małysza. A więc, Stochu, wróć!

Kuusamo to nie tylko skoki. Czekałem na początek wielkiego biegania niecierpliwie. Od wielu lat może nawet nigdy nie było tylu niewiadomych dotyczących Justyny Kowalczyk.

Po pierwszym pucharowym weekendzie nie jestem dużo mądrzejszy. Komentatorzy co prawda próbują dzielnie wyłuskiwać wszystko, co dobrze rokuje, ale prawda jest taka, że w sprincie Justyna Kowalczyk przewróciła się w półfinale, a klasyczne dziesięć kilometrów skończyła wykończona na czwartym miejscu i daleko za pierwszą Therese Johaug.

Ma rację doktor Justyny, że nic już nie musi udowadniać. Nie musi, ale chyba mimo wszystko bardzo chce. Dla mnie naprawdę nie musi. Patrzę na nią inaczej niż przez wiele lat. Nie z powodu doktoratu, ale wiadomych kłopotów z samą sobą. Żeby nie było niedomówień, patrzę ze znacznie większą sympatią.