Do widzenia EURO
Przez ostatnie dni Polska była wielkim napompowanym oczekiwaniami balonem. W sobotni wieczór Czesi balon przekłuli, gola strzelili i zmusili Polaków do zabrania walizek z hotelu Hyatt. Możemy się pocieszać, że Rosjanie mają dużo większy problem. Tam głośno mówiło się o mistrzostwie, tymczasem Grecy nie uwierzyli w te przepowiednie i uratowali dla siebie EURO.
Być może nie jestem prawdziwym kibicem, bo mniej boleję nad ostatnim miejscem naszych chłopaków w grupie, a bardziej nad stylem porażki. Bo jednak ten styl był kiepski. Bardzo się cieszę, że Polacy dali z siebie wszystko, zostawili „kawał zdrowia na boisku”. Ale po pierwsze tego zdrowia nie było jednak specjalnie dużo, po drugie nie tylko zdrowiem wygrywa się w sporcie.
Płakać się chciało patrząc na wydarzenia na boisku we Wrocławiu. Przecież nie można mówić o tym, że zabrakło zespołowi Smudy szczęścia. Czesi byli po prostu lepsi. Śmiesznie brzmią teraz przedmeczowe wypowiedzi o tym, że Polska ma znacznie więcej atutów, a do tego nie wyzdrowiał czeski as Rosicky i zabrakło go w składzie. Poza pierwszymi dwudziestoma minutami to jednak nasi przeciwnicy byli lepsi. Z biegiem czasu obraz był coraz dramatyczniejszy.
Franciszek Smuda postawił na skład sprawdzony z Rosją. Ogólnie mówiąc – defensywny. Tymczasem chodziło zdaje się o to, by mecz wygrać. Nie mogłem patrzeć na wielkiego samotnika w ataku Roberta Lewandowskiego, który szamotał się z kilkoma Czechami na raz. Starał się, jak mógł. Próbował wykorzystać swoje ćwierć- i półokazje, turbowany niemiłosiernie wstawał i próbował dalej. Zupełnie nie zadziałał trójkąt dortmundzki. Łukasz Piszczek w irytujący sposób nie dawał sobie rady z Pilarem. Błaszczykowski szarpał się i miotał dopóki mu sił starczyło. Nie można też powiedzieć, że graliśmy fair. Gdyby sędzia wyrzucił w drugiej połowie Dudkę z boiska za tendencję do okładania ciosami braci Czechów nawet bym nie zaklął na sędziego. Inni nie byli delikatniejsi. Faule były przejawem bezradności. Co ciekawe, to nie nasi przeciwnicy słaniali się ze zmęczenia. To ponoć świetnie przygotowani reprezentanci Polski pod koniec poruszali się po boisku chyba tylko dzięki ambicji.
Jak kraj długi i szeroki przetacza się dyskusja na temat zmian, które wprowadził trener. Spełnił oczekiwania sporej części komentatorów i stosunkowo wcześnie wpuścił Kamila Grosickiego. I co? Właściwie nic. To samo z Brożkiem i w gruncie rzeczy z Mierzejewskim. Ja bym podpowiadał Rybusa i Wolskiego, ale czy z dobrym skutkiem?
Smuda po meczu wyglądał jakby pociąg po nim przejechał. Będzie firmował porażkę, bo sportowo EURO 2012 są przegraną. Nie jestem tak naiwny, by wierzyć w to, że potrafimy wyciągnąć wnioski z tego doświadczenia. Dotychczas przecież nie potrafiliśmy.
Mówiąc do widzenia Polakom, nie żegnam się z mistrzostwami, bo są one warte kibicowania nawet bez naszych.