Klęska tam, klęska tu

Najpierw w Mołdawii Legia została wyrzucona, tak po prostu, z Ligi Europy. Trochę później na oczach 60 tysięcy widzów siedzących na Stadionie Narodowym polscy siatkarze dostali w kość od Serbów. W setach: zero do trzech. Tak się dla nas zaczęły Mistrzostwa Europy.

Siatkarze dopiero zaczynają, więc może w następnych dniach będzie lepiej. Piłkarzy można ocenić już dzisiaj. Nie będzie to ocena wysoka. Po raz pierwszy od kilku lat Legia (ani żaden polski klub) nie zagra w fazie grupowej rozgrywek europejskich.

Zawodowcy pełną gębą, myślący o karierach w wielkich klubach, pojechali do Tyraspolu, w którym nie uporali się z zespołem o dumnej nazwie Sheriff. Było zero do zera. Przy warszawskim jeden do jednego oznaczało to porażkę. Co tu dużo mówić: spory wstyd.

Kibicowałem Legii nie sercem, ale raczej z wyrachowania. Nie zakochałbym się w Legii, patrząc na zapełniających dużą część trybun ludzi, z którymi w żaden sposób nie jestem w stanie się utożsamić. Uważałem jednak, że Legia ma największą szansę na przedarcie się do grona europejskich średniaków, którzy od czasu do czasu pokażą się w Lidze Mistrzów.

W tym roku zależało mi tym bardziej, że bardziej odpowiada mi styl prezesa Dariusza Mioduskiego od stylu Bogusława Leśnodorskiego. Tak samo jak wolę trenera Jacka Magierę od Besnika Hasiego. A jednak czwartek nie był dobrym dniem dla panów M. bez względu na to, czy na to sobie zasłużyli czy też nie.

Jeśli uczciwie podejść do oceny wyczynu Legii, to nie ma żadnego usprawiedliwienia dla blamażu, którego są sprawcami. Nie można się tłumaczyć odejściem czołowych graczy. W końcu Vadis Odidja Ofoe też nie jest magiem. Gdyby tak było, nie kopałby teraz w Olympiakosie. Liczy się nie tylko porażka, ale styl. Fatalny.

Nie chcę się pastwić nad ekipą z Łazienkowskiej, choć nie jest to trudne. Warto za to zastanowić się nad mizerią polskiej ligi, zamiast niezdrowo podniecać się rankingami FIFA, w których polska reprezentacja za chwilę wszystkich przegoni. Materiału do refleksji dostarcza choćby wywiad prezesa PZPN Zbigniewa Bońka dla „Gazety Wyborczej” z ostatniej środy.