Legia mistrzem o włos

Po szalonym sezonie to jednak Legia jest futbolowym mistrzem Polski. Emocje rozpalały kibiców aż czterech drużyn do końcowych sekund gry.

Ostatecznie Legii wystarczył remis bez bramek z Lechią, bo Jagiellonia nie zdołała pokonać w Białymstoku Lecha (było 2:2) i kończy sezon ze srebrnymi medalami. Lech jest trzeci, a Lechia – czwarta.

Można mówić, że system rozgrywek jest niesprawiedliwy, bo taki rzeczywiście jest. Dzielić na pół tabelę i punkty po 30 kolejkach to znaczy spłaszczać różnice przed dodatkowymi siedmioma grami o wszystko. Ale ten system spowodował, że kibice aż czterech klubów obgryzali paznokcie ze zdenerwowania do ostatniego gwizdka sędziego w Białymstoku, bo tam mecz trwał o 10 minut dłużej.

Sam przeżywałem rozdwojenie jaźni. Rozum mówił – Legia, a serce – Jagiellonia. Najpierw wytłumaczę się z porywu serca. Białostocczanie nie są, mówiąc oględnie, potentatami finansowymi, a jednak pukali już do nieba. Trener Michał Probierz świetnie pokierował swymi zawodnikami. Do niedawna nie byłem jego przesadnym entuzjastą. W pewnym momencie nie tylko mnie wydawało się, że pozuje na Mourinho. Tyle że dla ubogich. Nie miałem racji. Właściciele klubu dali popracować szkoleniowcowi dłużej niż tylko do pierwszego załamania na boisku. Dzięki temu dwa lata temu było trzecie miejsce, a teraz pierwsze w historii wicemistrzostwo. Teraz w chwili największego osiągnięcia podlaskiej piłki Michał Probierz na własnych warunkach żegna się i wyrusza w dalszą trenerską wędrówkę.

Jeśli jednak próbowałem kalkulować na zimno, to za każdym razem wychodziło mi, że polska piłka najwięcej skorzysta na wygranej legionistów (bardzo przepraszam zwolenników Jagiellonii, Lecha i Lechii). Jeśli mamy mieć jakieś nadzieje na powtórne przepchnięcie się do Ligi Mistrzów, to chyba tylko z warszawiakami. Pieniądze, doświadczenie i, mimo wszystko, organizacja (nie mówiąc o samych piłkarzach) przemawiały za tym rozwiązaniem. Kibicowałem też stuprocentowemu od niedawna właścicielowi – Dariuszowi Mioduskiemu. Robi dobre wrażenie, ma ciekawe plany i chyba nie jest opowiadaczem bajek. Do Bogusława Leśnodorskiego miałem jakoś mniej zaufania.

Dzięki szczęściu Legii widziałem wreszcie uśmiechniętego od ucha do ucha trenera Jacka Magierę. Gdy obejmował rządy przy Łazienkowskiej, naprzeciw stali rozbici faceci tracący punkty jak nowicjusze. Liga Mistrzów wydawała się koszmarem, a nie urzeczywistnieniem marzeń. W polskiej lidze strata 12 punktów do lidera też skłaniała do tryskania dobrym samopoczuciem. A jednak to Legia znów cieszy się najbardziej.