Mały sukces, a cieszy

Kibicowanie w ostatnich miesiącach Agnieszce Radwańskiej wymaga poświęceń. Powiedzieć, że brakuje sukcesów, to nic nie powiedzieć. Dlatego trzeba korzystać z chwili i cieszyć się, że w paryskich wielkoszlemowych zawodach Radwańska jak burza przeszła pierwszą rundę.

To nic, że po drugiej stronie stała 20-letnia dziewczyna z rankingiem nr 208. Od pewnego czasu nie było przecież łatwych przeciwniczek dla Polki. Tym razem Fiona Ferro uzbierała raptem dwa gemy w całym meczu. Bardzo chciałem zobaczyć oznaki powrotu do normalności w tenisie Polki i zobaczyłem je, ale nie będę się rozpędzał z pochwałami, bo to jednak była mało reprezentatywna próbka.

Wszyscy się zresztą zastrzegają, że Roland Garros z powodu ceglanej nawierzchni kortów najmniej odpowiada Agnieszce. Czekam więc w miarę spokojnie i pogodzę się z każdym wynikiem. Tym bardziej że Dawid Celt – człowiek niewątpliwie najlepiej poinformowany – nie tryskał optymizmem przed Paryżem. Znacznie łatwiej o dobre wieści ma być podobno z Wimbledonu.

Swoją drogą trudno uwierzyć, że Radwańska nie opuściła żadnego z ostatnich 43 turniejów wielkoszlemowych. To przecież jedenaście lat! Jeśli się to sobie uświadomi, znaczniej łatwiej dopuścić myśl o chwilowym czy nawet dłuższym kryzysie lub nawet nieodwracalnym spadku w hierarchii WTA.

Do drugiej rundy przeszła też Magda Linette. Gdyby zrobiła jeszcze jeden krok, to byłoby duże osiągnięcie. Jej rzemieślniczy tenis nie daje wielkich nadziei na znaczące sukcesy, ale poznanianka powoli może się piąć do góry jeszcze przez dłuższy czas. Oby jak najwyżej.

Gdyby ktoś nie zauważył, to poinformuję, że w Paryżu był też Jerzy Janowicz. Nie postarał się za bardzo, żeby zabawić trochę dłużej. Wokół Janowicza zrobiło się cicho, bo to nie jest ten sam facet, który każdemu potrafił napędzić stracha. Wojciech Fibak radzi jednak, by nie skreślać go. No więc nie skreślam, ale robię to bez większego przekonania.