Federer – tak, Radwańska – nie

Nie było go pół roku. Wrócił i porusza się po korcie jak za najlepszych czasów.

Wiem, że nie jestem oryginalny ze swoimi westchnieniami do tenisa Rogera Federera, ale jak tu się nie zachwycać, gdy się ogląda takie mecze jak ten z Tomasem Berdychem w trzeciej rundzie Australian Open? Trzy krótkie sety, w których 35-letni mistrz z Bazylei udzielił surowej lekcji Czechowi ciągle dobijającemu się do najściślejszej czołówki.

Spieszę się ze swoim wyznaniem tenisowego uczucia, bo przecież nawet najbardziej porywająca gra w trzeciej rundzie nie czyni ze Szwajcara głównego faworyta w AO. Roger od lat nie zdobył wielkoszlemowego tytułu. Tym razem – z powodu niskiego rankingu – na jego drodze znacznie szybciej stają wielkie postaci tenisowego świata. Kolejny to Kei Nishikori, a następny to pewnie świeżo upieczony sir Andy Murray. Już w ćwierćfinale!

W tym roku mam trochę czasu, żeby śledzić transmisje z Melbourne. Poza Federerem liczyłem, że będę się mógł napatrzeć do syta na Agnieszkę Radwańską. Ostatecznego zwycięstwa raczej nie oczekiwałem, ale półfinał, czemu nie? Przed meczem trzeciej rundy z Mirjaną Lucic-Baroni odezwał się niezawodny papa Radwański, który nazwał Chorwatkę „starą damą” (ma 35 lat). I choćby z daty urodzin miała wynikać przewaga Agnieszki. Stara dama potrzebowała godziny, żeby spakować ekipę Radwańskiej.

„To, co pokazała, było bardziej strzelaniem niż graniem” – tak objaśniała swoją bezradność jeszcze trzecia zawodniczka na świecie. Strzały były celne. Nie chodzi nawet o porażkę, zdarza się wszystkim, ale styl jednak niepokoi. Jeśli owo strzelanie okazało się kolejny raz wystarczającą bronią, to w następnych turniejach większość dziewczyn będzie próbowało jej użyć.

Agnieszka Radwańska na pewno nie poprawiła samopoczucia polskim kibicom, a co mają powiedzieć Serbowie? Novak Djokovic okazał się słabszy od Uzbeka Denisa Istomina. Coś jest nie tak z wielkim graczem. Mówiło się o utracie motywacji. Spore poruszenie wywołało pożegnanie się z Borisem Beckerem, a jeszcze większe zatrudnienie człowieka wyznającego filozofię „miłości i pokoju” – Pepe Imaza. W dzisiejszym świecie miłość i pokój nie mają wzięcia. Serb przekonał się o tym dotkliwie.

PS Prawie w każdej przerwie między gemami Eurosport emituje reklamę kropli do oczu. Sama w sobie dość dowcipna. Jednak oglądana setki razy wyzwala we mnie agresję, a wtedy potrzebowałbym całkiem innego lekarstwa.