Czas Kota

Pierwsze koty za płoty (za przeproszeniem Macieja Kota). Jak co roku zawody w fińskim Kuusamo otwierają wielki sezon w narciarstwie klasycznym. W ostatnich latach nasi skoczkowie mieli tam być dobrzy, a byli źli. Dzisiaj jednak muszę zrezygnować z banalnego tytułu: „W Kuusamo tak samo”, bo jednak coś się zmieniło.

Po pierwsze, na krócej lub dłużej sportowym liderem polskiej ekipy został Maciej Kot. Jeszcze niedawno przykro było patrzeć na miotającego się i miotanego emocjami tego bardzo zdolnego chłopaka. Już latem skakał i wygrywał seryjnie. W Finlandii, jak odkrywczo komentują dziennikarze, jeszcze raz się okazało, że lato to lato, a zima to zima. Ale różnica w przypadku Kota i kolegów nie jest dramatyczna. Dwa miejsca w dziesiątce lidera, porządne skoki kilku innych – to nowość. Szczególnie na początku zimy. Gdyby jeszcze Kamil Stoch zamknął wreszcie zapisywaną przez siebie książkę pod tytułem „wszystkie moje, większe i mniejsze porażki”… Czas wrócić do nowej historii osiągnięć.

Wszyscy chwalą Stefana Horngachera. Uspokoił skołatane nerwy Kota, przekonał Piotra Żyłę do podniesienia głowy na zjeździe, wprowadził szereg innych mniejszych i większych zmian. Na razie wszyscy go chwalą z Adamem Małyszem na czele. Nasz mistrz wysiadł ze swojego rajdowego auta i znów wsiadł do pojazdu reprezentacji skoczków. Nie wiem, czy motosport na tym straci, ale na pewno nasze narciarstwo zyska.

Prezes związku Apoloniusz Tajner jak zwykle tryska optymizmem. Jest pewny, że tej zimy chłopacy będą fruwali i daleko, i stylowo. To zresztą nic nowego. Dopiero niedawno wyrzuciłem gazetę minionej jesieni z jego wielce optymistyczną prognozą. Mówi, że pomylił się, bo nie był w środku grupy. Dziś podobno ma wiarygodniejsze informacje. Tłumaczenie takie sobie, ale i tak lubię Tajnera, który ma szczęście w życiu.

Gdyby prezes nie bardzo wiedział, co się dzieje w grupie Justyny Kowalczyk, tobym uwierzył i go usprawiedliwiał. Trener Aleksander Wierietielny gadułą nie jest, a i sama mistrzyni wygłasza czasami zmyłkowe komunikaty. À propos Justyny Kowalczyk, która weekend spędziła w tym samym miejscu pod kołem polarnym. Cel na ten rok to podium na mistrzostwach świata w klasyku na 10 km. Na razie trochę brakuje. W Kuusamo dobiegła dziewiąta z prawie minutą straty do młodej mamy Marit Bjoergen. Zważywszy jednak na optymizm Kowalczyk i dopingowe zawirowania w norweskiej kadrze, wszystko jest możliwe w następnych miesiącach.