Piknik z golami w Dortmundzie

To był futbol na tak. Nawet bardzo tak. Dwanaście piłek w obu bramkach. To się nie zdarza nawet na sparringach, a stało się w Lidze Mistrzów. Borussia Dortmund pokonała Legię osiem do czterech.

Ci, którzy uwierzyli, że dotyk trenerskiej ręki Jacka Magiery będzie sprawiał cuda w każdym meczu, trochę się zawiedli. Cuda mają to do siebie, że nie zdarzają się zbyt często, a przecież całkiem niedawno do czegoś takiego doszło w potyczce z Realem. Najwyraźniej limit się wyczerpał.

W Warszawie ekipa Thomasa Tuchela rozprawiła się z Legią okrutnie. Na własnym stadionie stracić sześć goli i nie trafić ani razu – to mówi wszystko. We wtorek w Dortmundzie warszawianie też nie byli równorzędnym przeciwnikami, bo nie mogli być. I jeszcze długo tak będzie.

Trener Magiera nie wyszedł jednak do dziennikarzy załamany. I miał rację. Wiedział, co robi, nie ustawiając wszystkich swoich zawodników w pobliżu własnego pola karnego. Postanowił grać w piłkę ze świadomością ryzyka, które niesie takie taktyczne postawienie sprawy. Cztery gole były nagrodą za tę decyzję, osiem straconych – jej dotkliwszą konsekwencją. Powiedział, że on i wszyscy jego ludzie wiele się nauczyli i ja w to wierzę. Być może zobaczymy to już przy Łazienkowskiej – niedługo, np. wtedy gdy przyjedzie do Polski Sporting z Lizbony.

Jednej decyzji Magiery nie rozumiem – wystawienia rezerwowego na co dzień bramkarza Radosława Cierzniaka zamiast Arkadiusza Malarza. Jeśli była to wyłącznie decyzja sportowa, to Cierzniaka po Dortmundzie mogą nawiedzać wykańczające sny z ósemką w roli głównej. Lepiej byłoby dać mu szansę w lidze.

Być może jeszcze bardziej załamany może być vis a vis Cierzniaka Roman Weidenfeller. Do niedawna niezastąpiony, dziś rezerwowy puścił prawie każdy strzał legionistów. Wyobrażam sobie, że po takich 90 minutach można intensywniej zacząć myśleć o przenosinach do Chin, Emiratów albo USA.

Tak czy owak uczestniczyliśmy w pikniku z bardzo, bardzo wieloma golami. Obaj bramkarze nie byli co prawda bohaterami wieczoru, ale zabawa momentami była całkiem niezła. W następnych tygodniach i miesiącach wolałbym jednak nie bawić się już kosztem Legii.