Złoty dysk Małachowskiego

… i brązowy Urbanka. Trzeci raz na mistrzostwach w Pekinie konkurs dla Polski zakończył się dokładnie z wcześniejszymi oczekiwaniami. Jeśli już mówić o małej niespodziance, to było nią miejsce na podium Roberta Urbanka.

Piotr Małachowski nigdy nie był pierwszy na igrzyskach i mistrzostwach świata. Od soboty to już nieaktualne. Machnął 67,40 m, co nie jest jego życiowym wynikiem, ale i tak nie miał sobie równych. No może Belg Philip Milanov (ciekawe: Walon czy Flamand) trochę postraszył, ale nieskutecznie.

Osiem medali Polaków to jest świetny wynik. Teoretycznie – do powtórzenia za rok na igrzyskach w Rio. Czy może nas spotkać takie szczęście? Przecież fachowcy od obliczania szans dają całej polskiej reprezentacji dziesięć, no góra dwanaście krążków.

Radość z osiągnięć Anity Włodarczyk, Pawła Fajdka, Piotra Małachowskiego jest tym bardziej uzasadniona, że oprócz nich mamy co najmniej kilka osób, które pukają już do bram elity. Kamila Lićwinko jest o krok od podium w skoku wzwyż. Joanna Jóźwik nie ma żadnych kompleksów, kiedy staje na starcie do biegu na 800 metrów.

Joanna Fiodorow nie wsparła tym razem Anity Włodarczyk, ale nikt nie zaprzeczy, że możliwości dziewczyna ma. U boku Tomasza Majewskiego może się rozwinąć talent zaledwie 18-letniego Konrada Bukowiewckiego. W Pekinie trzy razy Polacy zajmowali dwa miejsca na podium. Niech ten zwyczaj się utrwali.

Możemy nie wiedzieć, jak cieszyć się z polskich triumfów, ale nie zmienia to faktu, że to nie nasi zawodnicy byli największymi gwiazdami chińskich zawodów. Jeszcze raz potwierdził swój fenomen Usain Bolt, zaledwie tydzień temu niepewny swojej formy. Dziś z kolejną porcją trzech złotych medali w sprintach i sztafecie 4 x 100.

Dla mnie jeszcze większą gwiazdą, bo w dużym stopniu niespodziewaną, została Holenderka Dafne Schippers. Najpierw drugie miejsce na 100, a później mistrzostwo na 200. Jej medale udowodniają, że Europejki mogą skutecznie konkurować z Jamajkami czy Amerykankami.