Anita, nie wsiadaj do taksówki…

To bardzo rzadka sytuacja w polskim sporcie. Być wielkim faworytem i do tego potwierdzić to na najważniejszych zawodach.

Tak było w przypadku Pawła Fajdka i tak jest dzisiaj, gdy świętujemy złoto Anity Włodarczyk w Pekinie. Jej 80,85 m robi wrażenie. Jeśli w sobotę dołączy do tej dwójki Paweł Małachowski, szczęście będzie pełne.

Nie ma się co oszukiwać, rzut młotem nie jest najpopularniejszą konkurencją lekkoatletyczną. Nie zmniejsza to wcale mojej radości. Rzeczywiście, możemy mówić o fenomenie polskiego młota, choć zważywszy na popularne znaczenie tego słowa, może to zabrzmieć dwuznacznie. Podteksty odłóżmy na bok, choć pisanie o naszej mistrzyni świata per młociarka przychodzi ze sporym trudem.

Z powodu sędziwego wieku pamiętam jeszcze, gdy w polskim Wunderteamie reprezentowali kraj Tadeusz Rut i Olgierd Ciepły. Ten pierwszy był mistrzem Europy i brązowym medalistą na igrzyskach w Rzymie. Znacznie później trafił się jeszcze niespodziewany brąz Zdzisława Kwaśnego na pierwszych mistrzostwach świata w 1983 roku.

Dawne wspomnienia bledną, bo od olimpiady w Sydney piętnaście lat temu mamy prawie nieprzerwane pasmo sukcesów. Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski wielokrotnie dawali kibicom powody do największej radości. Gdyby Skolimowska żyła, pewnie stałaby dzisiaj razem z Włodarczyk na pekińskim podium.

Teraz jest czas Pawła Fajdka i Anity Włodarczyk i oby trwał jak najdłużej. Mistrzowie nie wychowywali się i trenowali w cieplarnianych warunkach. O drodze Fajdka pisał niedawno w POLITYCE Marcin Piątek. Raczej łąka do treningu niż stadion, raczej trenerski nos niż sportowe laboratorium. A i tak najskuteczniejszym trenerem na świecie jest Czesław Cybulski, ciągle dochodzący do siebie po nieszczęśliwym trafieniu młotem wyrzuconym przez podopiecznego. Na szczęście świetnie zastąpiła go Jolanta Kumor. Jest też obecny opiekun Anity Włodarczyk Krzysztof Kaliszewski. I w kolejce do medali ustawiają się kolejni zawodnicy. Najlepszym przykładem jest „brązowy” Wojciech Nowicki.

Ci ludzie mają talent w ogóle, a talent do pracy w szczególności. Mają też niezwykle deficytową cechę. Potrafią wiele podporządkować najważniejszemu celowi. Nie zawsze muszą się kochać, żeby wspólnie dążyć do celu. I może jeszcze jedno. Coś mi się wydaje, że gęstsze antydopingowe sito wzmacnia szanse Polaków.

Wyobrażam sobie radość w polskim obozie w Pekinie, ale mam tylko jedną prośbę do mistrzyni. Proszę nie wsiadać dzisiaj do taksówki, a gdy będzie Pani musiała, to chociaż bez medalu!