Teraz srebro Kszczota

Rozgrzany finiszem biegu na 800 metrów w Pekinie chciałem początkowo zacząć od tego, że worek z medalami dla Polaków się rozpruł. Trochę jednak bym przesadził.

Złoto Pawła Fajdka i brąz Wojciecha Nowickiego w niedzielę, brązowi tyczkarze – Piotr Lisek i Paweł Wojciechowski – no i imponujące srebro Adama Kszczota. Worek to nie jest, ale wynik, który bralibyśmy w ciemno kilka dni temu. A to jeszcze nie wszystko… Jak tak dalej pójdzie, będzie radośniej niż sześć lat temu w Berlinie. Wówczas było osiem medali, w tym dwa złote.

Adam Kszczot jest wicemistrzem świata w biegu na 800 metrów i to brzmi pięknie. Jeszcze piękniej byłoby oczywiście, żeby do mistrza nie trzeba było dodawać wice-, ale to i tak najlepszy wynik w historii. Kszczot udowodnił, że kilka lat temu podjął właściwą decyzję, przechodząc pod opiekę trenera Zbigniewa Króla. Wtedy to nie było tak oczywiste.

W Pekinie Polak pobiegł bardzo mądrze, reagował właściwie na przebieg rywalizacji. Wielki Kenijczyk David Rudisha nie miał sobie równych, ale drugie miejsce Kszczota na ostatniej prostej też było bezdyskusyjne.

Nie wiem, czy nie za wcześnie na uogólnienia, ale odnoszę wrażenie, że Polacy podczas mistrzostw w Chinach nie tylko są w optymalnej formie fizycznej, ale są świadomymi swoich możliwości sportowcami. To nie tylko inteligencja Kszczota, spryt taktyczny tyczkarzy (i szczęścia sporo też), świadomość siły Pawła Fajdka, to także co najmniej satysfakcjonujące rezultaty kilkorga innych reprezentantów, choćby siódmego na 400 metrów przez płotki Patryka Dobka.

Oby starty Anity Włodarczyk, Piotra Małachowskiego i Kamili Lićwinko potwierdziły to wrażenie.