Dziewczyny Kima

Nie ma nic piękniejszego w sporcie niż niespodzianki. Pod warunkiem, że są radosne. Polski kibic siada przed telewizorem i marzy o zwycięstwach w sportach drużynowych. Chwile spełnienia są bardzo rzadkie. Znawcy narodowego charakteru  objaśniają nasze nieszczęścia niechęcią do zespołowego trudu. Inni fachowcy mają setki różnych wyjaśnień naszej drużynowej niemocy. Repertuar argumentów  musi być bogaty, bo powodów do tłumaczenia sami piłkarze nożni dostarczają pełną garść.

A jednak naprawdę cierpliwy kibic czasami doczeka się momentu wzruszenia. Cnotę cierpliwości przypisuję sam sobie. Niemal czterdzieści lat temu, po tym jak Polki niespodziewanie przyjechały z mistrzostw świata z piątą lokatą, przeprowadziłem króciuteńki wywiad z Zygmuntem Jakubikiem – bardzo skromnym szczecińskim trenerem reprezentacji. To były moje studenckie początki pisania o sporcie. I proszę bardzo – czterdzieści lat minęło a ja mogę znów mogę się emocjonować sukcesami Polek. Już wiadomo, że nie trzeba będzie sięgać do pamięci najstarszych kibiców, żeby coś naprawdę dobrego o naszej kobiecej ręcznej piłce powiedzieć.

Od środy wiadomo jedno. Polska jest jedną z czterech najlepszych ekip na świecie. W ćwierćfinale, który już także był osiągnięciem, nasze kobiety przez większość czasu narzuciły swoje warunki gry wicemistrzyniom świata z dwóch poprzednich imprez – Francuzkom. Skończyło się na 22 do 21. Dokonał tego zespół prowadzony przez Duńczyka Kima Rasmussena, który tłumaczy swoim zawodniczkom zawiłości taktyczne bardzo prostym angielskim , a także dwoma polskim słowami: dziewczyny i spokojnie. I to działa. Niech entuzjazmu, siły i umiejętności starczy jeszcze na dwa mecze. Bardzo proszę.