W Kuusamo nie to samo

Równo rok temu na początku sezonu blogowałem dość pesymistycznie. Tytuł „To samo w Kuusamo” nie nawiązywał przecież do tradycyjnego pasma sukcesów w tej fińskiej miejscowości i okolicach. Justyna Kowalczyk pod koniec trzeciej dziesiątki, skoczkowie też nie wyskakali zbyt wielu punktów. Później było już tylko lepiej. Do tego stopnia, że specjaliści od oceny olimpijskich szans policzyli, iż nawet dwanaście razy Polki i Polacy mogą stawać na podium w Soczi. Pofantazjujmy przez chwilę i załóżmy, że wszystkie okazje wykorzystujemy. No to wówczas byłoby zimowych medali o dwa więcej niż tych wymęczonych w Londynie. Prezydent Jacek Majchrowski  nie miałby chyba trudności z  poparciem skomplikowanej kandydatury Krakowa jako gospodarza igrzysk.

Justyna Kowalczyk wygrała dwa z trzech biegów. Co prawda ten trzeci – przegrany był najważniejszy, ale i tak jest o niebo lepiej niż dwanaście miesięcy temu. Do tego w trakcie tego weekendu nie słyszałem mrożących krew w żyłach opowieści o piszczelach Justysi (ta piszczel ? ten piszczel ?) podczas biegania łyżwowego. Ja bym nie był pazerny, jeżeli piszczele nie dają żyć, wystarczyłyby mi jej triumfy w stylu klasycznym.

Tydzień temu po trochę jednak szczęśliwym zwycięstwie Krzysztofa Bieguna ( chłopaki skakali tylko raz i to nie wszyscy) powstrzymałem się jakoś od pisania o Biegunie szczęścia. Wolałem poczekać na Kuusamo i … powinienem poczekać jeszcze chyba tydzień. To wiatr był bohaterem czy też antybohaterem skoczni. Mimo wszystko ze skokami może być w tym roku tylko dobrze albo bardzo dobrze. Jeśli się ma siedmiu skoczków, którym żaden Schlierenzauer nie straszny, to jak tu nie być optymistą.

Justyna i skoczkowie przy sprzyjających wiatrach mogą stawać na podium ze sześć razy. To by dopiero było ! A przecież czai się jeszcze strażak pożarny Zbigniew Bródka, którego od pierwszych zawodów sezonu nieźle niosą panczeny. Prawie to samo można powiedzieć o jego koleżankach. No i medalowe w ubiegłem sezonie panczenistki. Kończę, bo zaraz doliczę się jeszcze więcej olimpijskich nadziei, a przecież trzeba jednak zachować trochę zdrowego rozsądku.