As Janowicz !

 

Gdyby Jerzy Janowicz wygrał w paryskim finale z Davidem Ferrerem, baśniowa opowieść miałaby  banalne zakończenie. … i pozostał niepokonany, jak w poprzednich siedmiu meczach !

Nie powiem, że nie życzyłem sobie tego banału, ale zupełnie nie przejąłem się porażką. Szczęśliwe numery Janowicza to 19, 15, 3, 9, 20. „Piątki” – Ferrera na razie nie dodajemy. Kohlschreiber, Cilic, Murray, Tipsarevic i Simon – już tylko zapoznanie się z ich  rankingiem  powoduje, że większości ich rywali trzęsą się łydki. Janowicz senior jeszcze kilka dni temu marzył o przejściu przez eliminacje, wygraniu seta w turnieju głównym, pokazaniu się z Murrayem. A przecież kto jako kto, ale rodzina, która podobno sporo zainwestowała w potomka, wierzyła w jego gwiazdę.

Pamiętam kilka lat temu, gdy dochodził do finałów juniorskich rozgrywek w US Open i Paryżu, pomyślałem sobie, że być może tym razem wreszcie pojawił się chłopak, który pokaże coś więcej również jako dorosły tenisista. W tamtych czasach oglądałem go w szczecińskim Pekao Open. Doszedł  do półfinału. Wzrostem rzeczywiście imponował, ale dwa metry z haczykiem  zarówno pomagały mu ,  jak i przeszkadzały. Może nie potykał się o linie, ale sprawności ewidentnie brakowało. To było w 2008 roku. W tamtym półfinale przegrał z Serrą. Po czterech latach ten Francuz jest 112 w rankingu i w paryskich kwalifikacjach nie miał szans, gdy po drugiej strony siatki stanął dzisiejszy bohater sportowej Polski. Po meczu w Pekao Open Polak narzekał głównie na brak sponsora („musiałbym chyba wygrać z Federerem, żeby się znalazł”) .  Dziś ciekawie się to czyta, zważywszy na dalszy ciąg jego kariery ( http://pekaoszczecinopen.eu/2008/?site=news&more=184 ).

Tydzień temu cieszyliśmy się, że Jerzy Janowicz nie będzie się musiał przebijać przez eliminacje Australian Open. Teraz wiemy, że Polak będzie rozstawiony. To naprawdę brzmi baśniowo. Ciekawe tylko czy go teraz nie zagłaszczemy. Ponieważ cierpimy na ostry deficyt prawdziwych sportowych sukcesów, trochę się boję o te wszystkie tokszoły, okładki, szczere rozmowy na wyłączność. Łodzianin nie będzie mógł nawet uciec przed rozentuzjazmowanym tłumem dziennikarzy na kolejne turnieje. Sezon właśnie się dla niego skończył.

Radość z dzisiejszego finału jest ogromna. Skok w siedem dni z 69 na 26 pozycję na świecie   zapiera dech. A na koniec 2011 roku było zaledwie miejsce nr 221. Nagroda dla zawodnika, który zrobił największe postępy w tourze – murowana. Nie możemy jednak patrzeć na jego karierę przez pryzmat BNP Paribas Masters, choć to pociągające. Paryskie asy, skróty, czy łzy szczęścia po ostatnich piłkach to przecież efekt wieloletniej pracy. I nic na to nie poradzę, że brzmi strasznie przyziemnie. Tym razem jest w książce. Wytężona praca, cierpliwość, niepoddawanie się zwątpieniu, mądra opieka trenerów. To wszystko się opłaciło. A że stało się w tak krótkim czasie, to już inna historia.

Ciekawe co teraz zrobi Janowicz z tym osiągnięciem ? Czy uda  się przekuć wyniki Radwańskiej i Janowicza w wielką tenisową modę, tak jak było to w latach 70. , gdy światu pokazał się Wojciech Fibak?