Plaża w Londynie

Wpadłem w jakieś londyńskie odrętwienie. Tylko na chwilę wyrwali mnie z niego Tomasz Majewski i Adrian Zieliński. W poniedziałkowy wieczór liczyłem na przypływ entuzjazmu. Wszyscy wybitni specjaliści zawiesili już przecież złoty medal na szyi naszego ciężarowca Marcina Dołęgi. Władysław Kozakiewicz przepowiadał piękny konkurs naszej tyczkarce Annie Rogowskiej.

No i co ? i nic. Trzecie miejsca zapaśnika Damiana Janikowskiego i ciężarowca Bartłomieja Bonka nie były skutecznymi antydepresantami.  Wcześniej na plaży w sąsiedztwie Downing Street nasi siatkarze powalczyli o półfinał, ale niespodzianki nie było. A już chciałem poważniej potraktować to uganianie się za piłką  po piasku , które trochę mnie jednak śmieszy jako poważna olimpijska dyscyplina. Zrobiłbym to z  przekonaniem, bo oglądanie naszych „prawdziwych” siatkarzy jest coraz bardziej frustrujące. Mam przed sobą magazyn „Przeglądu Sportowego” sprzed tygodnia. Na okładce napis : Złoci chłopcy. W  kółkach olimpijskich twarze Huberta Wagnera i jego ekipy, a także Andrei Anastasiego ze swoimi asami. Skromne, ale wymowne. Rozsądek opuścił nie tylko pomysłodawcę  tej  dość kiczowatej okładki. Zaćmienie dotknęło prawie wszystkich dziennikarzy. Bułgarskie lanie nie wszystkich otrzeźwiło. No to Australijczycy dołożyli swoje baty. Może jednak nie wszystko stracone ?

To co najbardziej dołuje , to styl, w jakim rozstają się nasi reprezentanci z igrzyskami. Taka na przykład biegaczka Pliś w eliminacjach biegu na 1500 – ostatnie miejsce. Płotkarka Anna Jesień też raczej się nie popisała. Sprinterzy – tak samo. Nasza reprezentantka w maratonie przybiegła na 36 miejscu. Na mecie zadowolona zwierzyła się ze swej satysfakcji. Stanęła na starcie i dotarła do mety. Serdeczne gratulacje. A to tylko kilka przykładów lekkoatletycznych. Tę listę można by wydłużać i rozszerzać o wiele innych dyscyplin. Może i uzbieramy przez następnych kilka dni jeszcze kilka miejsc na podium. Granica kompromitacji przebiega gdzieś w okolicach dziesięciu medali. Dzisiaj już wiadomo, że jak to określił Szymon Ziółkowski oceniając swój start, szału nie będzie. A skąd to się wszystko bierze ?

Wszystko przez ten dobrobyt. Jakub Nowy (wpis z 1 sierpnia) ma rację, że dostatnim życiem tłumaczy brak jakichkolwiek sukcesów w Londynie. Musi być człowiekiem doświadczonym. Przecież w dawnych czasach, gdy osiągnięcia mieliśmy  prawie wyłącznie sportowe, właśnie społecznym dostatkiem tłumaczyliśmy sobie brak pazerności na medale obywateli  wielu państw  Zachodu. Najedzeni, a więc leniwi.

Tłumaczenie trochę uproszczone, ale jednak, przyznają Państwo, coś w nim jest. No i takie w gruncie rzeczy optymistyczne. To my teraz, syci mieszkańcy zielonej wyspy nie musimy traktować ściagania się  na stadionach jako jedynej życiowej szansy. Poprzeczka z napisem dobrobyt zawieszona co prawda niezbyt wysoko, ale co tam.

Czasami nachodzi mnie natrętna myśl, że niektórzy nasi mistrzowie potraktowali Londyn jako okazję do podtrzymania swojej marketingowej pozycji. Weźmy takie na przykład tancerki z gwiazdami. Na czym na przykład opierała swoje nadzieje dawna mistrzyni Otylia Jędrzejczak ? Na pewno nie na wynikach. Już Pekin nie był jej igrzyskami. Sylwia Gruchała też podobno była w życiowej formie, ale  na planszy nie dała po sobie poznać, że jest aż taka świetna. Boję się, że inna tancerka Monika Pyrek przyjechała też raczej za zasługi. Anna Rogowska zachowywała się w finale jak nowicjuszka. Szkoda. Dziewczynom nikt nie odbierze ich dawnych przewag, ale ostatnie wrażenie też się liczy. Do tego Otylia Jędrzejczak po ochłonięciu mówi o dalszym wyczynowym pływaniu.  Wygląda na to, że Kapri za wcześnie pochwalił Otylię za deklarację o zakończeniu treningów.

I jak tu mieć dobry nastrój  ?