Diabli wiedzą, Smuda nie

– Wierzę, że szczęście dopisze i załapiemy się na półfinał – to nie jest wypowiedź któregoś z naszych piłkarzy sprzed dwóch tygodni, tylko kolegi, który piłką zaczął się interesować … dopiero w czasie EURO. Znajomy zalogował się na portalu UEFA i czai się na bilety w ostatniej chwili. Udało się z ćwierćfinałem na Narodowym, teraz nie traci nadziei na półfinał. Podobno wczoraj o piątej rano „rzucili” do sieci kilka biletów …

To zainteresowanie można nazwać efektem EURO. Wykracza daleko poza grupę tych, którzy na co dzień pasjonują się futbolem, czy sportem w ogóle. Magia wielkiej imprezy zrobiła swoje. Wrażenie jest piorunujące, bo bezpośrednio mamy z czymś takim do czynienia po raz pierwszy. No i świat się nie skończył, mimo że Polaków w turnieju zabrakło po tygodniu.

Też chciałbym wznieść się ponad dyskusje o tym, dlaczego się nie udało i czy prezes Lato pojedzie wreszcie na ryby. W dłuższych teraz przerwach między meczami coś mnie jednak  znosi w kierunku  naszego piłkarskiego bałaganu. Zamiast oddać się analizom szans poszczególnych pólfinalistów ( finał Niemcy – Portugalia, co Państwo na to?),  wzrok i słuch skupiam na trenerze Smudzie, który przerwał milczenie.

Co ma selekcjoner polskiej reprezentacji piłki nożnej  ma do powiedzenia ?  Pierwsze trzy dni i noce  po ostatnim gwizdku analizował występy  swoje i swoich podopiecznych. I co ? „Diabli wiedzą”. To w „Przeglądzie Sportowym” odsyła nas trener do diabelskiej wiedzy.

Po wyczerpującej analizie dowiedzieliśmy się, że wszystko było ok i gdyby cofnąć czas, niczego nie trzeba by zmieniać. No, może trochę szczęścia by się przydało. Tu się zgadzam. Tyle że nie trochę. Moim zdaniem szczęście powinni naszym chłopakom tirami podwozić na stadiony w Warszawie i Wrocławiu. Bo zdaje się w żaden inny sposób na sukces, nawet umiarkowany, nie można było liczyć.

Ogłuszający doping entuzjastycznie nastawionych kibiców powodował, że złote myśli Franciszka Smudy zza bocznej linii nie docierały na boisko. Panie trenerze, proszę nam zdradzić, co zgłuszyli rozwrzeszczani fani. Dobrze byłoby wiedzieć, czego mądrego nie usłyszeli Murawski i Wasilewski na przykład.

Brak zmian w telewizyjnym wywiadzie też został wytłumaczony  z żelazną logiką. Nim wchodzący zawodnik „zapali”, drużyna może stracić gola. To mówi trenerowi przebogate doświadczenie. Jak to usłyszałem, to sam chciałem zapalić, choć rzuciłem ten nałóg w liceum.

Teraz wiem już na pewno. Smuda dla własnego dobra  powinien milczeć  jeszcze przez dłuższy czas, może nawet powinien stać się nowym Wielkim Niemową (jeśli szargam pamięć  Paavo Nurmiego, to bardzo przepraszam).