Zaskakujący spokój

Agnieszka Radwańska, jej siostra Urszula i wszyscy nasi tenisiści taktownie przegrali w pierwszym tygodniu turnieju Rolanda Garrosa. W ten sposób już prawie nic nie rozprasza kibica (poza zwycięstwami siatkarzy nad Brazylią w Lidze Światowej). Można skupić się na EURO 2012.

Jeszcze przez kilka dni oddawajmy się marzeniom. Trwaj chwilo, trwaj. Co najmniej do piątkowego późnego popołudnia wszystko jest przecież możliwe. Nie przejmujemy się chyba zanadto odgłosami z greckiego obozu. Podobno zupełnie odwrotnie niż w państwie greckim , w drużynie nie ma skłonności anarchizujących, jest konsolidacja i żelazna konsekwencja. Zobaczymy …

Mecz naszych z Andorą miał podtrzymać dobry nastrój i podtrzymał. Poddaję się temu nastrojowi. Co prawda, gdy uświadomię sobie, że ostatnia chyba w rankingach Andora (wspólnie z San Marino) wystąpiła w roli, którą Hiszpanie wyznaczyli Polakom przed Mundialem w 2010 roku, to mina trochę rzednie. Przypomnę, że baty były dotkliwe. Przegraliśmy zero do sześciu. No, ale Hiszpanie kilka tygodni później zostali mistrzami świata. Czy po naszych czterech golach wbitych Andorze możemy sięgnąć równie wysoko? Czy mecz Andory z Polską okaże się tak samo dobrą prognozą, jak nierówna gra Polski z Hiszpanią dwa lata temu?

Zastanawia mnie spokój wokół naszej drużyny. Jest ogólne prawienie komplementów. Obóz w Lienzu przygotowany jak nigdy. Narzekanie na ciężkie treningi dawno się skończyło. W Warszawie od hotelu po boisko treningowe też wszystko działa jak należy. Zawodnicy widzą się na kolejnych szczeblach mistrzostw i przedstawiają dość racjonalne argumenty. W mediach też raczej sielanka. Jan Tomaszewski skarcony i zawieszony. Dobrego nastroju nie jest w stanie popsuć zwierzenie Ludovica Obraniaka, który poinformował francuski portal, że czuje się wyobcowany w reprezentacji. To samo ma dotyczyć Damiena Perquisa. Byłaby to rysa na nieskazitelnym obrazie naszej ekipy. Jeśli to oczywiście prawda, bo nie chce mi się wierzyć, że akurat teraz na takie narzekanie zebrało się Obraniakowi. Chyba że mówił to samokrytycznie. Chłop może przecież mieć kłopot z integracją z powodu nieznajomości polskiego. Reprezentacja jest swego rodzaju Trójkątem Weimarskim, ale ustaliliśmy już znacznie wcześniej, że nam to odpowiada, że jesteśmy nowocześni, a poza tym nie mieliśmy wyjścia. Ten ostatni argument, jeśli mam być szczery, przekonuje mnie najbardziej.

I pomyśleć, że ten stan radosnego oczekiwania osiągnęliśmy pod rządami Grzegorza Laty. Można przecież dużo o nim mówić, ale nic dobrego powiedzieć się nie da. No, chyba że włączymy sobie DVD z jego golami z ubiegłego wieku. Wszyscy poza Janem Tomaszewskim życzą zwycięstw Polakom, nawet jeżeli sukces na EURO skazałby nas na słuchanie przez kolejne lata jedynego w swoim rodzaju rechotu prezesa Grzegorza. Trener Franciszek Smuda też nie jest bohaterem mojej bajki, ale bardzo bym chciał pomylić się co do oceny jego możliwości. Przecież prawie już beatyfikowany Kazimierz Górski mówił, że futbol jest grą prostą, wystarczy strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika. Może więc obecny selekcjoner udowodni to jeszcze raz, a najlepiej kilka razy. Chciałbym też, żeby racja była po stronie tych, którzy uważają, że Smuda jest autorytetem dla wszystkich graczy, bo ostatni, którzy to kwestionowali, czyli Artur Boruc i Michał Żewłakow dawno już przeszli do kategorii wielkich nieobecnych. Coś mi się jednak wydaje, że trener naszej kadry przeszedł wewnętrzna aksamitną rewolucję. Od dyktatora do demokraty wsłuchującego się w głosy formalnej czy nieformalnej rady starszych. I to chyba w tym konkretnym przypadku dobrze, choć na tej podstawie na razie trudno udowodnić wyższość demokracji w ogóle.

Autokratycznie czy demokratycznie, byle strzelić tego jednego gola więcej.