Niech się zacznie!

– Niech to EURO wreszcie się zacznie – taki postulat zgłosił mi pewien mało futbolowy kolega. Nie wiem dlaczego akurat mnie potraktował jako adresata właściwego  do jego przyjęcia. Prawdopodobnie człowiek jest tak zdesperowany, że każdemu przedstawia  swój stan ducha.

No i złapałem się na tym, że i ja od pewnego czasu dość już mam odliczania. Chciałbym, żeby wreszcie zaczęli kopać  i żeby można opowiadać sobie, co się dzieje na boiskach, a nie wokół nich. Czy na lewą obronę trener Smuda wystawił Sebastiana Boenischa czy jednak Jakuba Wawrzyniaka ? Czy Hiszpanie zachowali siłę rażenia z poprzednich rozgrywek ?  Takich pytań, które na boisku znajdą odpowiedzi są i będą setki.

Tymczasem  pani min. Mucha (używam skrótu, bo nie przechodzi mi przez notebook ministra) zapytana podchwytliwie przez dziennikarza, na jaki wynik reprezentacji Polski na EURO 2012 liczy, odpowiada bez cienia wątpliwości: – Co najmniej półfinał.

Wolę już, kiedy min. Mucha wygłasza deklaracje typu: Polska osiągnęła stan gotowości do mistrzostw,  niż analizowała nasze sportowe szanse. Gierkowska propaganda sukcesu, to szczeniak przy deklaracjach ambitnej polityczki (też trudne do przełknięcia) z Lublina.

A propos Gierka, to stał się on jeszcze raz bohaterem przekomarzań między  naszymi czołowymi graczami – Jarosławem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem. Ten pierwszy porównał tego drugiego do Edwarda Gierka z powodu gospodarskich wizyt premiera przed mistrzostwami Europy. Premier przyjął piłkę kopniętą przez Kaczyńskiego na klatę, zgasił ją i kopnął w kierunku bramki przeciwnika, czym udowodnił dobre wyszkolenie techniczne. Otóż Tusk  nie ma nic przeciwko takim porównaniom z Gierkiem, bo przecież epoka pierwszego sekretarza charakteryzowała się oddawaniem narodowi licznych inwestycji. Leszek Miller lepiej by tego nie zrobił, gdyby zabłąkana piłka jakimś cudem trafiła do niego.

Mam wrażenie, że dominujące uczucie w naszym społeczeństwie, od prostego kibica do ministrów, to jest strach. Nie wyczuwam jakiegoś radosnego podniecenia. Wyczuwam strach. Musi się coś spieprzyć. Newralgiczny odcinek A-2 będzie nieprzejezdny, trawa oklapnie, zachowamy się jak chamy, no  i w pierwszym meczu  przegramy z Grecją zero do pięciu. Zatem niech się zacznie, bo wszystko jest lepsze od przenikliwych analiz min. Muchy i dyskusji na temat celowości  premierowskich wizytacji.

A poza tym wolę trzymać się Bońkowego: będzie dobrze.